Mysz i niedźwiedź

Przy jednym stole

Poranek zaczął się tuż przed wschodem słońca. Trochę wcześnie, można pomyśleć, ale to nie było wcale zaplanowane! Do misiowego mieszkanka, tuż po czwartej nad ranem, wpadła polna mysz... Niby nic takiego, ale... czy Ty się niczego nie boisz?

Miś się boi. Boi się właśnie małych myszy.

Gryzoń zakradł się pod koc — bardzo ciepły i miły w dotyku, haftowany w drobne kwiatuszki. Chyba naprawdę myślał, że to prawdziwe kwiaty i że zje ich korzenie. To całkiem zabawne, bo pod kocem, zamiast korzonków, znajdowały się misiowe stopy... Zdziwiona myszka postanowiła jednak sprawdzić to na własne oczy — a raczej zęby. Zrobiła więc małe CHAPS... i wbiła się w misiowy palec u nogi. Sami to sobie wyobraźcie... Nie dość, że to zwyczajnie zabolało, to jeszcze przytrafiło się komuś, kto boi się myszy.

Miś Tadeusz zerwał się na równe łapy. Dwie, nie cztery. Stał tak i przecierał zaspane oczka.

— Cccoo... co jest! — krzyknął Tadek. — Klusia, wstawaj!

Klusia trochę się przestraszyła tym krzykiem, więc także stanęła prosto jak struna. Ten dzień zaczął się dziwnie.

— Tadziu, ale co się stało?! Krzyczysz na pół lasu!

— Mysz! Tu jest mysz!!! — Miś wołał w niebogłosy, myśląc chyba, że tym sposobem mysz się przestraszy i ucieknie. I prawdopodobnie tak by było, gdyby nie to, że myszka również stanęła jak zamurowana... Mysz bała się niedźwiedzi.

Wychodzi na to, że jedyną istotą w tym towarzystwie, która akurat nikogo się nie bała, była Klusia. I na szczęście to właśnie ona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

— Hej Henryk, zobacz kto przyszedł! Przedstawiam ci Kasię! — zawołała Klusia, wskazując łapką to na misia, to na myszkę.

— Ale ja nie jestem Kasia, mam na imię Agatka... — powiedziała zdziwiona myszka, nerwowo strzygąc uszkami.

— A ja nie jestem Henryk! — odrzekł Tadek, a jego okrągłe oczy zrobiły się jeszcze większe. Spojrzał na żonę z wyrzutem. Zapomniała, jak ma na imię?

— Agatka — Tadek, Tadek — Agatka — powiedziała Klusia, równocześnie szybko składając kocyk i legowisko w kosteczkę. Towarzystwo wodziło za nią zdziwionymi oczami, zupełnie nie wiedząc, co się dalej wydarzy.

— Mamy chyba jeszcze trochę miodu do herbaty i ciasto jagodowe... W sam raz na zapoznawcze śniadanko! — rzekła zadowolona Klusia, krzątając się po domu. — A dla ciebie, Agatko, mam trochę korzonków. Tak się składa, że Tadzio ostatnio dał mi bukiet stokrotek...

Tadek i Agatka spojrzeli sobie w oczy nieco zmieszani, a na pewno mocno zdziwieni.

Jakim cudem mysz ma jeść śniadanie z niedźwiedziem, którego się boi, a niedźwiedź ze straszną polną myszą? Na dodatek jest dopiero czwarta dwadzieścia pięć nad ranem! Niedźwiedzie o tej porze smacznie śpią.

Klusia zupełnie się tym nie przejmowała. Ani godziną, ani zmieszaniem towarzyszy.

— Agata, rozłóż liście na ciasto. Tadek, przynieś wodę na herbatę — wydawała polecenia. — A ja pokroję trochę korzonków, bo jesteś wyjątkowo małą myszką... — dodała, spoglądając badawczo na Agatkę i sprawnie szykując zieleninę, jakby była szefem kuchni.

— Wcale nie jestem mała! Jestem po prostu niewyrośnięta!

— A to nie jest to samo? — Tadeusz spojrzał na Agatkę z powagą.

— Wiesz co... a ty się boisz małych myszy! — odpaliła Agatka i zaczęła chichotać pod nosem.

— Zupełnie się ciebie nie boję, po prostu ugryzłaś mnie w stopę — odpowiedział Tadek, starając się ukryć śmiech, który w nim wzbierał. Jeszcze wyjdzie na to, że rozśmiesza go jakaś obca mysz!

— Bo śpisz pod kocem w kwiatki, a jesteś niedźwiedziem, dlatego cię ugryzłam.

— A ty... ty się nie znasz na roślinach i chciałaś zjeść kołdrę! — Tadek trochę się zamyślił, bo jego głowa nie była aż tak pełna pomysłów, jak by chciał, ale coś jednak odpowiedzieć musiał.

— Halo, halo! — Klusia postanowiła przerwać te przekomarzanki.

Agatka nie była już w stanie powstrzymać śmiechu. Chwyciła się za mały, puszysty brzuszek i zaczęła tarzaćsię po ziemi.

— Też coś! — rzekł Tadeusz, udając poważnego, ale jego duży brzuch zaczął trząść się jak galaretka z truskawek, taka, którą Klusia przygotowuje mu w każdą niedzielę.

— Zapraszam na śniadanie! — podczas tego przekomarzania Klusia zdążyła wszystko przygotować. Na stole stało ciasto jagodowe, ułożone na liściach kasztanowca. W dzbanku pachniała herbata malinowa. Na spodeczku — konfitura z gruszek, ostatnich przed nadchodzącą zimą.

— To ja jem ciasto, a ty korzonki — zachichotała myszka, rzucając okiem w stronę Tadeusza. — Przyda ci się dieta.

Tadka aż zatkało. Spojrzał na Klusię, która uniosła brwi i zakryła pyszczek łapką. Oboje zaczęli się głośno śmiać.

— A tobie... tobie może ukroję kawałek kocyka? — Tadek znowu złapał się za brzuch, tak bardzo rozbawił go jego własny żart.

— Sama haftowałam! — Klusia nie mogła dłużej milczeć i musiała się dołączyć do tej przekomarzanki. W końcu jej kocyk to było piękne rękodzieło, którym warto się pochwalić.

Cała trójka śmiała się na głos. Agatka wciąż trzymała się za brzuszek, Tadek trząsł się ze śmiechu, aż stół podskakiwał, a Klusia łapała dzbanek, bo herbata zaczęła rozlewać się na wszystkie strony. Taka ładna ceramika, a jeszcze się potłucze — pomyślała Klusia.

Wygląda na to, że wszystkich uratowało poczucie humoru.

— Zaraz, zaraz... — powiedziała Klusia. — Czy tutaj już nikt nikogo się nie boi? — spojrzała uważnie na pozostałą dwójkę. — Czyżbyście mieli takie samo poczucie humoru?

— Mnie na pewno nie bawi to samo co małą mysz, jestem na to zbyt poważnym niedźwiedziem! — odpowiedział Tadek, zerkając zadziornie na Agatkę.

— A ja mam wyrafinowane poczucie humoru! Nie jestem taka rubaszna jak gruby niedźwiedź! — Agatka aż sama się zdziwiła swoim komentarzem.

— Ja... ja... jaaaki??? — Tadek aż się jąkał, nie wiadomo czy ze zdziwienia, czy ze śmiechu.

— Halo! Herbata wystygnie! Jeść śniadanie! A ciebie, Agatko, zapraszam jutro. Tadek ma w końcu dwie stopy — z głodu nie umrzesz! — zachichotała Klusia, zadowolona z obrotu spraw.

Wygląda na to, że będzie z tego coś miłego. W końcu dobrych przyjaciół poznaje się... nie tylko w biedzie.

Twój koszyk

    Twój koszyk jest pusty